Krzysztof Głowacki nie jest już w takiej formie, aby namieszać w światowym boksie. Nie zamierza póki co kończyć kariery, ale niewykluczone, że pójdzie w ślady Artura Szpilki.
Krzysztof Głowacki nie miał najmniejszych szans w swojej ostatniej, styczniowej walce z Richardem Riakporhe. To była już jego trzecia porażka w czterech ostatnich walkach. Największe triumfy święcił w 2015 roku, kiedy to pokonał Marco Hucka i wywalczył pas mistrza WBO w wadze junior ciężkiej. Do formy z tych czasów nie jest już w stanie wrócić.
-,,Powiedzmy sobie szczerze i zdaję sobie z tego sprawę, że zbliżam się nieuchronnie do końca kariery sportowej, jednak nie powiedziałem jeszcze definitywnie, że to koniec, nie zawieszam rękawic na kołek. W dalszym ciągu jestem gotowy do wyzwań, choć zdaję sobie sprawę, że czasy TOP już się skończyły, ale na pożegnanie z walkami przyjdzie jeszcze czas – napisał niedawno w mediach społecznościowych.
Po tych słowach pojawiły się spekulacje na temat tego, że Głowacki zamieni ring na klatkę i przejdzie do MMA. W ten sposób poszedłby w ślady innych pięściarzy, którzy już zdecydowali się na ten krok – jak Artur Szpilka czy Kamil Łaszczyk.
-,,Przygotowując się do ostatnich walk, częściej jeździłem na rehabilitacje niż na treningi. Dlatego teraz chętnie spróbuję sił w MMA. Już od kilku miesięcy trenuję też kickboxing i zapasy, więc może pod koniec roku uda mi się zadebiutować” – wyznał w rozmowie.
Póki co nie ma jednak doniesień na temat tego, w jakiej federacji miałby pojawić się Głowacki. Opcje są w zasadzie dwie – albo KSW, albo jedna z organizacji freak fightowych. Ponoć KSW już kontaktowało się z pięściarzem.
W zawodowym boksie Głowacki stoczył 36 pojedynków. 32 razy odniósł zwycięstwo.