Młody Tyson miał u stóp cały świat. W 1986 roku został najmłodszym mistrzem wagi ciężkiej. Dziesiątki milionów dolarów, które zarabiał za walki, roztrwaniał zanim trafiły na konto. Wszyscy wokół znali jego fanaberie ? jeśli czegoś chciał, to po prostu wyciągał pieniądze i za to płacił. Nie znosił sprzeciwu ? wszystko miało być „na już”. W tamtym okresie amerykańskie media żyły związkiem z Robin Givens ? młodziutką aktorką. Para celebrytów w końcu wzięła ślub, jednak sprawy szybko zaczęły przybierać nieciekawy obrót. Zanim do tego doszło, mieli sporo egzotycznych randek. Szczegóły jednej z nich pokazują nieco inne oblicze ringowej „Bestii”. Mike zabrał ukochaną… do zoo. Nocną eskapadę umożliwiły oczywiście pieniądze. ? Zapłaciłem pracownikowi nowojorskiego zoo, by otworzył je tylko dla mnie i Robin. Kiedy dotarliśmy do klatki z gorylami zauważyłem ogromnego samca, który terroryzował resztę. To wielkie stworzenia, ale w ich oczach jest niewinność noworodków. Zaproponowałem pracownikowi 10 tysięcy dolarów za to, by otworzył klatkę i pozwolił mi zmiażdżyć nochal temu gorylowi, ale gość odmówił ? relacjonował Tyson.? Mike wcale nie był pierwszy. Nad przebiegiem hipotetycznej walki z gorylem zastanawiano się już na początku XX wieku. W Stanach Zjednoczonych dyskusję rozpętał Arthur Brisbane ? kontrowersyjny dziennikarz, który w latach dwudziestych wydawał za Wielką Wodą jeden z najbardziej znanych tabloidów. Nic zatem dziwnego, że taki temat przypadł mu do gustu. Werdykt był bezwzględny ? najpotężniejszy goryl pokonałby nie tylko najlepszego pięściarza wagi ciężkiej, ale nawet trzech naraz. Dyskusja odżyła w 1938 roku już na konkretnym przykładzie. Jeden z najbardziej znanych amerykańskich cyrków intensywnie reklamował najnowszy nabytek ? goryla zwanego Gargantua. „Najstraszniejsze żyjące stworzenie”, „największy i najbardziej porywczy goryl kiedykolwiek pokazywany ludziom” ? to były tylko niektóre z haseł promocyjnych.?Historia kryjąca się za sprawą była jednak o wiele bardziej złożona. Goryl nie zawsze był znany jako Gargantua. W latach trzydziestych jako małpka został podarowany przez misjonarzy kapitanowi frachtowca, który często odwiedzał Kongo. Zwierzę zamieszkało na statku i stało się ulubieńcem załogi. „Buddy” ? bo tak został nazwany ? był dobrym kumplem. Regularnie pomagał w przygotowaniu jedzenia i wypełnianiu?marynarskich obowiązków. Kapitan nie miał konkretnego planu, więc postanowił improwizować. Warto jednak pamiętać, że był to ciekawy moment w amerykańskiej historii. W 1933 roku odbyła się bowiem kinowa premiera „King Konga”. Kraj żył zafascynowany wielkimi małpami i potworami. Jeden z majtków na statku nie podzielał tej pasji. Z niewiadomych do końca względów postanowił zemścić się na kapitanie… atakując jego ulubionego goryla kwasem azotowym, a potem zbiegł w jednym z egzotycznych portów. Zwierzę kryło się ponad tydzień w jednym z najciemniejszych pomieszczeń na statku i nie dawało sobie pomóc. Przy każdej próbie opatrzenia ran reagowało agresją. Na statku rozgorzała dyskusja ? część załogi sugerowała nawet zastrzelenie cierpiącego goryla. Kapitan wymyślił jednak plan awaryjny. Postanowił dostarczyć biedaka mieszkającej w Nowym Jorku Gertrude Lintz, która zajmowała się chorymi zwierzętami. Opieka nad ważącą blisko 200 kilogramów małpą ? która przez człowieka doświadczyła cierpienia ? była jednak wyzwaniem jedynym w swoim rodzaju. Ekscentryczna pani Lintz ? z wykształcenia lekarka ? do tej pory zajmowała się bowiem głównie szympansami. Słynęła z tego, że zabierała je na samochodowe wycieczki po ulicach Nowego Jorku i często ubierała? w garnitury. Kobiecie udało się zyskać zaufanie goryla. Przeprowadziła nawet nowatorski zabieg, który ułatwił „Buddy’emu” oddychanie. Niestety, po nim wyglądał o wiele groźniej. Niby bez znaczenia, ale podczas jednej z burz przestraszony grzmotem uciekł z klatki… pakując się do łóżka pani Lintz. Po tym incydencie kobieta sprzedała go Johnowi Ringlingowi ? właścicielowi cyrku ? za 10 tysięcy dolarów. I tak „Buddy” stał się „Gargantuą” i trafił na pierwsze strony gazet. W 1938 roku pisał o nim nawet „Time”. I to właśnie na łamach tego magazynu akademickie rozważania o starciu człowieka z gorylem snuł Gene Tunney (65-1-1, 48 KO) ? pięściarz, który zakończył karierę w 1928 roku jako mistrz świata wagi ciężkiej ? Goryl jest ospały w myśleniu. Zna tylko jeden sposób atakowania ? chwyta coś i przyciska do własnej klatki piersiowej, miażdżąc na śmierć… Uważam, że każdy solidny bokser wagi ciężkiej byłby w stanie uśpić Gargantuę ciosami w ciągu dwóch minut. To wielki chłopak, ale lewy sierpowy Jacka Dempseya na korpus mógłby go przełamać na dwie części ? tłumaczył Tunney. ? Człowiek ma 24 żebra. Encyklopedia podpowie wam, że goryl ma ich 13. Między żebrami są zakończenia nerwowe ? jeśli nimi wstrząsnąć, to szok rozejdzie się po całym ciele, powodując tymczasowy paraliż. Gargantua nie trenował przez lata podnosząc ciężary… 24 żebra człowieka to większe zabezpieczenie niż 13 u goryla ? kontynuował Tunney. W tej teorii była jednak luka ? i to widoczna już na pierwszy rzut oka. Pewny sądów pięściarz?pomylił się dość znacznie ? lub miał do dyspozycji jakąś dziwną encyklopedię. Goryl nie ma trzynastu żeber, a trzynaście par żeber. Czyli ma ich więcej niż człowiek. Były mistrz świata wypowiadając te słowa był nieaktywny od blisko dekady. Dlatego przyznał, że nie podjąłby się walki z gorylem, ale… chętnie umożliwiłby to któremuś z zawodników, z którymi współpracuje.? Amerykańscy dziennikarze teoretyzowali, że największe szanse w starciu z Gargantuą mógłby mieć Tony Galento (80-26-5, 57 KO). Niewysoki jak na wagę ciężką zawodnik uwielbiał imprezowy styl życia i regularnie ważył ponad 100 kilogramów ? tylko i aż o połowę mniej od potencjalnego rywala. Sportowiec udawał oburzenie tymi sugestiami, bo akcja z potencjalnym pojedynkiem z gorylem była akcją marketingową właścicieli cyrku. Ciężko doświadczone zwierzę na szczęście nie musiało walczyć. Pozostało atrakcją obejrzaną przez ponad milion Amerykanów. W 1942 roku właściciele sięgnęli po kolejny chwyt marketingowy ? próbowali swatać Gargantuę z młodą samicą. Zwierzęta nie miały się jednak ku sobie i żyły w oddzielnych klatkach. Kres życia goryla przyszedł w 1949 roku, a sekcja pokazała, że cierpiał na wiele niezdiagnozowanych schorzeń. W tym samym roku miał miejsce inny przedziwny happening. Do ringu ze zwierzęciem wyszedł Gus Waldorf ? mało znany bokser-amator. Rywalem został… niedźwiedź. Zamiast lin pole walki wyznaczała metalowa siatka, a w środku znalazł się także sędzia. Zwierzę miało kaganiec i dopasowane do łap… rękawice. Pojedynek nie trwał długo. Po pierwszej wymianie ciosów potężne uderzenie niedźwiedzia prawą łapą posłało Waldorfa?na deski i pięściarz miał dość. Pomysł był jednak dużo starszy ? walki z niedźwiedziami były popularne w Ameryce już pod koniec XIX wieku. Chyba najbardziej znanym przedstawicielem gatunku był „Battling Bruno”, który za sukcesy w walkach z ludźmi otrzymał nawet od królowej Wiktorii… Order Łaźni. Monarchini zleciła też wypchanie zwierzęcia po śmierci. Amerykanie próbowali sił z niedźwiedziami na przełomie XIX i XX wieku w dziwnie rozumianych zapasach. Boksowano z nimi rzadziej, ale ten pomysł nie został zarzucony po Gusie Waldorfie. Wspomniany Tony Galento stracił fortunę a w poszukiwaniu wrażeń również toczył pojedynki ze zwierzętami. Walczył z niedźwiedziem, kangurem, a nawet z… ośmiornicą. Zapasy w ogromnym akwarium z tą ostatnią były najłatwiejsze, bo nikt nie powiedział pięściarzowi, że zwierzę jest martwe. Tony niespecjalnie się przejmował. Zapytany któregoś razu przez jednego z wścibskich dziennikarzy o opinię na temat Szekspira tylko wzruszył ramionami. ? Szekspir? Nigdy o nim nie słyszałem. To jakiś zagraniczny zawodnik wagi ciężkiej? Zabiłbym tego leszcza ? odparował ten, który rzucił na deski wielkiego Joego Louisa.Swoje za uszami ma także człowiek, który powalił Muhammada Alego (56-5, 37 KO). Chuck Wepner (36-14-2, 17 KO) nigdy nie został mistrzem świata, ale pod pewnymi względami osiągnął więcej. W 1975 roku to właśnie jego mistrzowska walka z „Największym” zainspirowała młodego Sylvestra Stallone’a do napisania scenariusza o losach młodego pięściarza, który nieoczekiwanie dostaje od losu życiową szansę. Dziś wszyscy wiedzą, kim jest Rocky Balboa, ale mało kto pamięta o kolorowym życiorysie pierwowzoru. Przegrana walka z Alim otworzyła wiele drzwi. Wepner stał się na krótko nawet gwiazdą popkultury. W ringu spotkał się w przedziwnej walce z Andre the Giantem ? zapaśnikiem cierpiącym na akromegalię. Pod koniec lat siedemdziesiątych doszło także do dwóch walk tego pięściarza…. z niedźwiedziem Wiktorem. Zwierzę jeździło po całej Ameryce ze spiłowanymi kłami i było przeważnie pod wpływem mocnych leków uspokajających. Wiktor „specjalizował” się w zapasach i według „opiekunów” stoczył ponad 10 tysięcy pojedynków, ale niektóre źródła podają nawet 5 razy więcej. Z życiorysem niedźwiedzia jest pewien problem. W szczytowym momencie popularności Wiktor zmarł na zawał. Miał wtedy 17 lat, ale opiekunowie nie mogli sobie pozwolić, by padł dobrze prosperujący biznes. W rolę Wiktora wszedł więc inny niedźwiedź, przejmując tożsamość i osiągnięcia. Nie wiadomo więc, z którym dokładnie zwierzęciem spotykał się Wepner, ale pewne jest, że obie walki zakończyły się bez rozstrzygnięcia. Pięściarz nie mógł uderzać misia w okolice łba, bo rozsierdzony niedźwiedź mógłby zareagować w sposób trudny do przewidzenia. Na szczęście w tym samym okresie zaczęły się zmieniać realia. W mediach pojawiało się coraz więcej głosów krytycznych wobec takiego procederu. W 1981 roku Wiktor zszedł ostatecznie ze sceny po dwóch wypadkach. Zwłaszcza ten drugi przemawiał do wyobraźni ? jeden z rywali (tym razem amator, który dobrowolnie zgłosił się z tłumu) przypadkowo włożył niedźwiedziowi rękę do pyska tak głęboko, że ten mimo spiłowanych kłów… odgryzł mu mały palec. A po Wiktorze nowym misiem ulubieńcem Ameryki został Cezar, który po występach w kilku filmach zabił opiekuna i został uśpiony. Nie sposób nie wspomnieć też o Australii ? przecież symbolem tego kraju jest… kangur w bokserskich rękawicach. To zresztą kolejny mocno zakorzeniony w popkulturze mit, w czym pomogły kreskówki z serii Looney Tunes. W jednej z nich pojawiła się kangurzyca Gracie, a jej syn ? Hippety Hopper ? rywalizował nawet z kotem Sylwestrem, który uznał go za przerośniętą mysz. Niestety, pomysł w bajce nie wziął się znikąd. Do bokserskich walk z kangurami dochodziło w Australii już pod koniec XIX wieku ? kilka z nich zostało nawet uwiecznionych w pierwszych niemych filmach. Sprawa dotarła do Hollywood i w 1978 roku doszło do ekranizacji powieści „Matilda” o boksującej kangurzycy. Pojawił się jednak kłopot z obsadzeniem głównej roli…? ? Długo zastanawialiśmy między wyborem prawdziwego zwierzęcia a aktorem w przebraniu. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na ten drugi wariant, bo pierwszy był dla widzów zbyt odrażający. Kostium kosztował 30 tysięcy dolarów, ale się opłacił. Aktor miał swobodę ruchów, a my za pomocą tranzystorów mogliśmy sterować najmniejszymi ruchami ? wspominał producent Al Ruddy. Budżet filmu przekroczył 5 milionów dolarów, a w obsadzie znalazły się gwiazdy pokroju Elliotta Goulda i Roberta Mitchuma. Odbiór był jednak negatywny. „The New York Times” nie zostawił na filmie suchej nitki. „Kostium kangura sprawia wrażenie zamówionego pocztą morską z Hong Kongu” ? napisano. „Pan Gould wygląda na kogoś, kto chce oderwać się od filmu. Patrzy na innych aktorów zdziwiony, że robią z siebie takich głupków. Ma oczywiście rację, ale jako uczestnik tej produkcji wygląda równie niedorzecznie” ? podsumowano. Boksujący kangur zyskał uznanie dopiero kilka lat później ? na szczęście pod inną postacią. W 1983 roku jacht Australia II wygrał regaty o Puchar Ameryki, prezentując światu flagę ze złotym kangurem w czarnych rękawicach bokserskich na zielonym tle. Prawa do wizerunku miał właściciel jachtu i szybko je sprzedał. Obraz zwierzęcia zdobił szereg gadżetów, a potem stał się oficjalną maskotką australijskiej drużyny olimpijskiej. Ma symbolizować pewność siebie i waleczność ducha pochodzących z tego kraju.? Historia wykorzystywania zwierząt w walkach pozostaje jedną z najczarniejszych kart humanizmu. Na tym przykładzie doskonale widać, jak stopniowo zmieniały się realia społeczno-obyczajowe i świadomość samych obywateli. Ruch na rzecz ochrony praw zwierząt zaczął się w latach siedemdziesiątych XX wieku, ale ten proces wciąż trwa. Refleksja pojawiła także u tych, którzy kiedyś chcieli przysporzyć zwierzętom cierpień. Mike Tyson oprócz zamiaru pobicia goryla próbował udomowić trzy tygrysy, ale w końcu dał za wygraną. ? Byłem głupi. Nie da się udomowić tych zwierząt ? to po prostu niemożliwe. Mogą cię?zabić przez przypadek, gdy zaczniesz się z nimi zbyt mocno bawić. Cieszę się, że dowiedziałem się więcej i teraz wiem, że nigdy nie powinienem tego robić ? tłumaczył w 2020 roku. Zmianę realiów najlepiej obrazuje przykład Chabiba Nurmagomiedowa. Jeden z najwybitniejszych przedstawicieli MMA jako kilkulatek? ćwiczył zapasy z niedźwiadkiem. Gdy po latach odwiedził to samo zwierzę nazywając je „starym przyjacielem”, sprawa wzbudziła spore kontrowersje. Organizacja UFC umyła ręce, a pochodzący z Dagestanu zawodnik przyznał, że zaprzestał takich praktyk po tym jak jeden ze sparingów zakończył się u niego kontuzją ścięgna Achillesa. Dziś nie sposób sobie wyobrazić, że jakiś znany?mistrz wagi ciężkiej mógłby wyjść do ringu ze zwierzęciem i okładać je pięściami ku uciesze gawiedzi. Cyrki w coraz większej liczbie państw są zdelegalizowane, a we współczesnej filozofii pojawiają się inne poglądy. Tom Regan ? jeden z najbardziej uznanych specjalistów w tej dziedzinie ? uznał zwierzęta za „podmioty życia”, które powinny mieć identyczne prawa jak ludzie. Ta idea łączy ponad politycznymi podziałami. Szkoda tylko, że dojście do tego wniosku wymagało tak wielu ofiar?Na koniec może nie walka z gorylem, ale coś w ten deseń, by uzmysłowić wam różnice….