Arkadiusz Wrzosek nie ma wątpliwości, że Denis Załęcki próbował w sobotę za wszelką cenę – także poprzez łamanie zasad – uniknąć nokautu z rąk Pawła Tyburskiego.
Podczas sobotniej gali High League 6 w Katowicach po raz kolejny nie popisał się Denis Załęcki. Ledwie kilka miesięcy temu torunianin przegrał przez techniczny nokaut – na skutek kontuzji – z Arturem Szpilką, a tymczasem w sobotę ponownie nawywijał.Tym razem w bokserskim pojedynku z Pawłem Tyburskim raz za razem próbował technik niemających nic wspólnego z szermierką na pięści, by w końcu – gdy szala zwycięstwa zaczynała przechylać się na stronę reprezentanta Uniq Fight Club – zaatakować niedozwolonym frontalnym kopnięciem, po przestrzeleniu którego runął na deski, wijąc się z bólu. Przegrał przez dyskwalifikację.O zamieszanie związane z tymże pojedynkiem dziennikarz Artur Mazur zapytał w najnowszej odsłonie magazynu Klatka po Klatce klubowego kolegę Pawła Tyburskiego, Arkadiusza Wrzoska.
– Byłem przekonany, że Paweł Tyburski tą walkę wygra – powiedział warszawiak.
– Trenuje z nami, a z racji gabarytów często też ze mną. Wiedziałem, że na taką galę, na taki poziom to jest zawodnik wręcz za dobry.
– A do tego znam jego styl i możliwości. Oglądałem walki tego Denisa i byłem po prostu przekonany, że Paweł sobie poradzi.
– Mimo wszystko na początku nie był chyba pewny siebie zbyt mocno, ale potem zaczął się rozkręcać. Ewidentnie było widać, że przeciwnik sobie z nim nie radzi. Na trzy razy próbował tej walki na siłę nie przegrać sportowo, tylko próbował ją jakoś poddać. Niby że nie z własnej (woli). Tutaj kolano, tutaj front.
– Powiem ci tak. Miałem zawodową walkę w boksie i nie ma czegoś takiego, że nie jesteś w stanie się powstrzymać od jakiegoś nawyku kickbokserskiego. Nie ma czegoś takiego. Nie uwierzę więc, że chciał kopnąć fronta, bo się zapomniał. Nie wiem, jak się tłumaczył, bo też nie patrzyłem.
– Druga sprawa, jeśli rzeczywiście miał tą kontuzję, to, umówmy się, robisz ludzi w bambuko i tyle moim zdaniem. Sam nieraz wychodziłem na jakichś blokadach przeciwbólowych do walk, ale to były kontuzje, które umożliwiały mi walkę przez trzy rundy, a nie że po pierwszym ciosie się przewracam.
– Jeśli mam jakieś ostateczne zdanie powiedzieć, to jest nam w klubie wszystkim zawodnikom przede wszystkim przykro, że mu przeciwnik nie dał tej walki skończyć w taki sposób, w jaki na pewno by skończył – znokautowałby go. Byliśmy o tym wszyscy przekonani, bo Paweł był na pewno lepiej przygotowany kondycyjnie, motorycznie. Myślę, że spokojnie by go znokautował. Jego przeciwnik przed tym uciekł, przed dostaniem tego nokautu, a my wszyscy żałujemy, bo dla Pawła byłaby to fajna sprawa.