„Lord” podczas gali UFC 267 w Abu Zabi pokonał faworyzowanego Szamila Gamzatowa (14-1).

„Lord” w UFC występuje od grudnia 2017 i ma za sobą mieszany okres. Rozpoczął od zwycięskiej, ale ostatecznie uznanej jako nieodbytą walki z Khalilem Rountree’em. Następnie pokonywał Giana Villante’ego i Gadżymurada Antigułowa.
Nadszedł kryzys, ponieważ przegrał z Ovince’em St. Preux i Jimmym Crute’em, co mogło skutkować zwolnieniem z UFC. Ostatecznie do oktagonu Michał Oleksiejczuk powrócił w marcu tego roku – pokonał wtedy Modestasa Bukauskasa.
Przed galą w Etihad Arenie Polak nie był stawiany w roli faworyta. Jego rywal, Szamil Gamzatow, nie zaznał wcześniej żadnej porażki w profesjonalnej karierze. 30-latek w UFC stoczył do tej pory tylko jedną, zwycięską walkę. Jego cztery zaplanowane pojedynki (z Devinem Clarkiem, Da Un Jungiem i dwa z Ovince’em St. Preux) były z różnych przyczyn odwoływane.
W oktagonie Oleksiejczuk od razu zdobył kontrolę. Słuchał się swojego trenera, Mirosława Oknińskiego, który głośno krzyczał „presja, presja” do wojownika z Lubelszczyzny.
„Lord” nie bał się rywala. Zadawał uderzenia, które po 3 minutach i 31 sekundach okazały się zabójcze. Wtedy Polak posłał konkurenta na deski i odniósł niezwykle cenne zwycięstwo!
– Podejmę walkę z każdym. Powoli wracam do UFC, powoli wchodzę na szczyt. Zrealizowaliśmy plan – powiedział Oleksiejczuk po triumfie. Przeszkodził mu charyzmatyczny trener Okniński, który krzyknął swoje charakterystyczne „ła!” do mikrofonu.